poniedziałek, 11 listopada 2019

Recenzja "Grotowski Non-Fiction" - Wrocławski Teatr Współczesny

Grotowski wielkim reformatorem teatru był

Pewnego wieczoru przed drzwiami Teatru Laboratorium, tłum widzów oczekiwał na otwarcie sali, której pojemność była jednak ograniczona. Przed wejściem stał sam Jerzy Grotowski i palcem dokonywał selekcji szczęśliwców:
"- Pan... i pani... i pan...". - wybierał mistrz.
- "I ja, jeszcze ja!" - odezwała się z tłumu kobieta.
- "A pani, to jeszcze długo, długo nie." - odpowiedział Grotowski.

Czy na podstawie anegdot, wspomnień, rekonstrukcji i opisu technik teatralnych można ukształtować prawdziwy obraz sylwetki Jerzego Grotowskiego? To pytanie zadaję sobie oglądając "Grotowski Non-Fiction" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Przedstawienie otwiera scena konferencji prasowej mającej na celu promocję książki o Grotowskim, powstałej w ciągu pracy nad spektaklem, a której autorami byli sami aktorzy. Rozbicie Grotowskiego na części pierwsze, poprzez oceny z różnych punktów widzenia jego twórczości, zdarzeń we wczesnym dzieciństwie oraz późniejszych podczas wędrówek po świecie, a także analizy jego charakteru na podstawie technik aktorskich jest interesującym zabiegiem. Jesteśmy świadkami psychoanalizy dokonywanej na naszych oczach przez ośmioro terapeutów. Ta perspektywa wraz z rozwojem sytuacji zmienia się i eksperci stają się pacjentami, którzy dokonują na sobie "grotowskiego" katharsis.

Punktem kulminacyjnym przedstawienia jest rekonstrukcja kontrowersyjnej sceny otwierającej "Apocalypsis cum figuris"*. Jest to ostatnie, uznane za najbardziej radykalne z dzieł artysty, które w roku 1976 za rozwiązłość i obrzydliwość skrytykował sam kardynał Stefan Wyszyński. Odnoszę wrażenie, że scena została wybrana dość prowokacyjnie, choć nie można odmówić w niej kunsztu aktorskiego Moniki Stanek i Rafała Kronenbergera. Uwagę i sympatię widzów przykuła mniej kontrowersyjna scena Mariusza Bąkowskiego, w której w zabawny sposób przedstawił retrospekcję wizyty Jerzego Grotowskiego na dywaniku dygnitarza partyjnego, w związku z prowadzeniem teatru nie po myśli matki partii. Niestety, w sztuce pojawiają się również momenty przestoju, rozciągnięte przez długie monologi.

"Grotowski Non-Fiction" to spektakl stylizowany na koncepcję teatru ubogiego, a przynajmniej nawiązujący do jego elementów. Bez scenografii, rekwizytów, muzyki, za to w bliskości z widzem, stawianym go w roli aktora i angażowanym na scenie. Ta interakcja od samego początku spektaklu jest mocno, a czasami nawet brutalnie wykorzystywana. Tytuł sztuki nawiązuje do biografii sławnego polskiego reportażysty Ryszarda Kapuścińskiego. Grotowski również wiele podróżował poszukując inspiracji na świecie. Spektakl Katarzyny Kalwat nie jest jednak biografią Jerzego Grotowskiego. Nawet nie próbuje nim być. Odpowiadając na pytanie postawione na początku, nigdy nie poznamy prawdy o Grotowskim, choć nie dlatego, że nie zachowały się wspomnienia o nim, czy literatura oparta na jego badaniach. Był zbyt bogatym twórczo człowiekiem, aby cel taki osiągnąć. "Grotowski Non-Fiction" nakreśla jedynie namiastkę wielkiego reformatora teatru, pozostawiając spory niedosyt jego osoby.

reżyseria: Katarzyna Kalwat
tekst: Krzysztof Szekalski (na podstawie improwizacji aktorów)
koncepcja spektaklu: Katarzyna Kalwat, Zbigniew Libera
przestrzeń wizualna, fotografie: Zbigniew Libera
kuratorka projektu: Joanna Zielińska
muzyka: Hanka Klepacka
wideo: Tomasz Tyndyk
reżyseria: świateł Ewa Łuczak
realizacja świateł: Jacek Mieczkowski
realizacja dźwięku: Łukasz Pelc
realizacja wideo: Marcin Dominiak
inspicjentka: Elżbieta Kozak
Obsada:
z Wrocławskiego Teatru Współczesnego:
Ewelina Paszke-Lowitzsch
Zina Kerste
Mariusz Bąkowski
Jerzy Senator
z Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu:
Magdalena Maścianica
Monika Stanek
Rafał Kronenberger
Andrzej Jakubczyk
gościnnie
Krystyna Duniec
Roman Pawłowski

fot. Tomasz Tyndyk


*Link do sławnej sceny Teatru Laboratorium zarejestrowanej we Włoszech (YouTube)

sobota, 26 października 2019

Recenzja "Burdel na kółkach" - Ad Spectatores

My jesteśmy kokainiści umiarkowani

Zapnijcie pasy i trzymajcie się mocno, bo Ad Spectatores znów nie bierze jeńców. Tym razem zabiera nas do pewnego prywatnego mieszkania znajdującego się w kamienicy w centrum Wrocławia. Kamienicy, z której dobywają się odgłosy zawstydzające tę najsławniejszą z krakowskiego Podgórza. Witajcie zatem w najlepszym burdelu w okolicy, któremu daleko jednak do stereotypu znanego z dzielnicy czerwonych latarni. Już na pierwszy rzut oka, burdelmama jakaś nietypowa, a orgie przetkane są nieszporami.

Mama Mi, w tej roli Aleksandra Dytko-Masztalska, trzyma najlepszy dom publiczny w mieście w ryzach. Jak przystało na dobrą burdelmamę dba o klientów i poziom kadry pracowniczej. Krzykiem ustawi każdego, z pietyzmem dba o porządek w swoim przybytku, który prowadzi z prawdziwym namaszczeniem, można rzec, z iście religijną gorliwością. Wszechstronny Arek Cyran najlepiej sprawdza się w duetach, czy to z Aleksandrą Dytko-Masztalską w scenie rekrutacji nowego pracownika, czy też z Marcinem Chabowskim w scenie z "Matki" Witkacego. Ta scena to majstersztyk.

Spektakl miejscami szokuje bezpośredniością, co wrażliwsi widzowie chowają twarze w rękach przy libertyńskich scenach, ale oczywiście zawsze zerkają pomiędzy palcami. Panowie starają się nie patrzeć, zachowując resztki pruderii, którą ciężko zachować przy bezpruderyjnych postaciach granych przez świetne Pamelę Płachtij i Aleksandrę Prochownik. Mocną stroną spektaklu są rozpustne przyśpiewki, które zostają w głowie na długo po opuszczeniu murów teatru.

Spektakl od początku do końca trzyma widza w przyjemnym w napięciu. Akcja jest wartka, gagi śmieszne, a dialogi wciągające. "Burdel na kółkach" to spektakl który cieszy oko i ucho, choć czasem na widok niektórych scen swędzi nos. Idealny na randkę, jak i na prezent z okazji rocznicy dla rodziców. I pamiętajcie: ”Po wódce kokaina daleko lepiej działa. A przy tym jest to o wiele zdrowiej."

reżyseria: Maciej Masztalski
Scenografia i kostiumy: Ewa Beata Wodecka

Obsada:
Aleksandra Dytko-Masztalska
Pamela Płachtij
Aleksandra Prochownik
Arkadiusz Cyran
Marcin Chabowski
Marcin Misiura

piątek, 14 października 2016

Recenzja "Nauki chodzenia" - Wrocławski Teatr Współczesny

Wędrówka po twórczości Tadeusza Różewicza

Na początku sezonu teatralnego 2016/2017 Wrocławski Teatr Współczesny przygotował spektakl "Nauka chodzenia" w reżyserii Pawła Miśkiewicza oprowadzający widzów po twórczości i życiu wybitnego wrocławskiego poety Tadeusza Różewicza. Wybór dzieł z niezwykle bogatego dorobku jest trudnym zadaniem. Nie łatwo uchwycić kolaż stylów literackich i stworzyć spójną całość, a w dodatku uniknąć płytkiego kompendium. Cel został osiągnięty, dzięki czemu publiczność ma okazję obejrzeć wyjątkowo wartościowe przedstawienie.

Całemu zespołowi należą się brawa. Jest to jedna z lepszych ról Jerzego Senatora. Przyjemnie ogląda się aktora grającego z tak dużą swobodą. Maria Kania ze swoim monologiem pochodzącym z "Kup kota w worku" zawłaszcza scenę. Jest ona najbardziej charakterystyczną aktorką młodego pokolenia we Współczesnym. Magnetyczna Krzesisława Dubielówna kolejny raz pokazała jak chwytać publiczność za gardło.

Muzykę w przedstawieniu dawkowano bardzo oszczędnie, a wielka szkoda, bo przyjemnie jest posłuchać harfy czy kontrabasu. Ukłony należą się muzykom Annie Pasić i Żeni Betlińskiemu. Otwartym pytaniem pozostawiam kwestię tego projekcje multimedialne wniosły dużo do przedstawienia. Moim zdaniem nie. Ponadto przeszkadzała praca świateł. Chaotyczne rozświetlanie widowni bez wyraźnego powodu przy jednoczesnym zaciemnianiu proscenium, gdy stoją na nim aktorzy, po prostu rozprasza i drażni.

Spektakl trwa 180 minut z jedną przerwą. Ani prez moment nie nuży, od początku do końca jest interesujący. Paweł Miśkiewicz idealnie rozłożył akcenty okazałej twórczości Różewicza. Pojedyncze sceny komponują się w spójną całość. W przedstawieniu ujęto ułożone chronologicznie wątki z prywatnego życia Różewicza. Na koniec sceny pochodzącej z fragmentu dramatu "Wyszedł z domu", aktorzy niczym w antycznej komedii zasypiają, w tym momencie akcja przenosi nas do innego utworu. Tego typu niuanse wzbogacają spektakl. "Nauka chodzenia" to obowiązkowy punkt na mapie teatralnej Wrocławia, nie tylko dla wielbicieli twórczości Tadeusza Różewicza, ale i szerokiej publiczności.

scenariusz i reżyseria: Paweł Miśkiewicz
konsultacje literackie: Maria Dębicz
scenografia: Barbara Hanicka
kostiumy: Hanka Podraza
projekcje, światło: Marek Kozakiewicz
ruch: Maćko Prusak
muzyka: Adam Skrzypek
przygotowanie wokalne: Magdalena Śniadecka
asystent reżysera: Grzegorz Jaremko, Marcin Kalisz, Elżbieta Kozak
inspicjentka: Elżbieta Kozak

Obsada:

Anna Błaut
Maria Kania
Anna Kieca
Ewelina Paszke-Lowitzsch
Krzysztof Boczkowski
Przemysław Kozłowski
Marcin Łuczak
Jerzy Senator
gościnnie: Krzesisława Dubielówna
muzycy: Anna Pasić [harfa], Żenia Betliński [kontrabas]

fot.Katarzyna Pałetko
fot.Katarzyna Pałetko


piątek, 9 września 2016

PROGRAM JUBILEUSZU PANTOMIMA PORUSZA. 60 LAT

Wrocławski Teatr Pantomimy zaprasza na wrześniowy przegląd jubileuszowych spektakli PANTOMIMA porusza. W programie, obok przedstawień, są m.in. warsztaty i spotkania. Wszystkie wydarzenia odbędą się na Scenie na Świebodzkim.

18 września 2016, godz. 17:00 – HYDROKOSMOS, reż. Konrad Dworakowski
/po przedstawieniu o godz. 18:00 odbędą się warsztaty dla dzieci i ich rodziców/

19 września 2016, godz. 19:00 – Tragiczne gry, reż. Henryk Tomaszewski /projekcja ostatniego przedstawienia Henryka Tomaszewskiego/

20 września 2016, godz. 19:00 – BATORY trans, reż. Martyna Majewska

21 września 2016, godz. 19:00 – Leszek Bzdyl: Tomaszewski – przyczynek do remiksu / Performing lecture

22, 23 września 2016, godz. 19:00 – Pustka. Pustynia. Nic., reż. Leszek Bzdyl

24 września 2016, godz. 18:00 – Teatr swój widzę kuliście /premiera publikacji o Wrocławskim Teatrze Pantomimy/

25 września 2016, godz. 19:00 – Bachantki, reż. Maćko Prusak
/godz. 17:00 – warsztaty przed przedstawieniem/


BILETY

Cena karnetu: 60 zł /karnet umożliwia wejście na wszystkie przedstawienia i wydarzenia towarzyszące/

Cennik pojedynczych biletów:
Hydrokosmos – 25 zł (norm.), 20 zł (ulg.), 15 zł (grup.)
Pustka. Pustynia. Nic./ BATORY trans/Bachantki– 30 zł (norm.), 20 zł(ulg.), 15 zł(grup.)
Leszek Bzdyl: Tomaszewski – przyczynek do remiksu / Performing lecture - wstęp wolny
Tragiczne gry – wstęp wolny
Teatr swój widzę kuliście /premiera publikacji – wstęp wolny
Warsztaty – wstęp wolny (z biletem na przedstawienie/karnetem, po potwierdzonej wcześniej rejestracji)

Rezerwacje: Rezerwacje miejsc na przedstawienia jest prowadzona pod numerem telefonu 71/337 21 03 od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00-15:00.

Sprzedaż:
Sprzedaż zarezerwowanych BILETÓW rusza od dnia 12 września /UWAGA! Ze względu na przerwę urlopową Teatru Polskiego od dnia 12 września czynna będzie TYLKO kasa przy Scenie Kameralnej, ul. Świdnicka 28/
Sprzedaż KARNETÓW prowadzona jest w siedzibie WTP od pon. do pt. w godz. 8:00-15:00. Więcej informacji: 71/337 21 03

Bachantki fot. Natalia Kabanow

BATORY trans fot. Bartłomiej Sowa

poniedziałek, 23 listopada 2015

Zapowiedź "Hydrokosmosu" we Wrocławskim Teatrze Pantomimy

27 listopada zapraszamy na premierę "Hydroskomosu" w reżyserii Konrada Dworakowskiego. Przedstawienie Wrocławskiego Teatru Pantomimy nawiązuje do „Małej syrenki” H. Ch. Andersena.

Pierwsza premiera w jubileuszowym sezonie wrocławskiej Pantomimy dedykowana jest młodym widzom. Akcja „Hydrokosmosu” rozgrywa się w dwóch równoległych światach – morskim i lądowym. Jest to opowieść o sile miłości i odwadze budzącej się w człowieku, który bardzo pragnie spełnienia swych uczuć. Choć oryginał baśni niesie ze sobą smutne skojarzenia, reżyser Konrad Dworakowski chce pokazać, że właśnie w samej miłości jest sens, w odwadze by do niej dążyć, w uczuciu, które nie poddaje się ocenie, w gotowości by sięgać do niej i zaryzykować wszystko.

Postać Małej Syrenki /Paula Krawczyk-Ivanov/ reinterpretuje pojęcia piękna, poświęcenia, miłości i odwagi sprowadzone do rangi sloganu czy karykatury i przywraca im pierwotne sensy. Główna bohaterka początkowo sama zdaje się być zawstydza czystym i bezpretensjonalnym uczuciem, o które tak trudno nam czasem powalczyć.

Przedstawienie dla widzów od 8 lat. Premiera 27 listopada 2015, godz. 16.00 na Scenie na Świebodzkim.


Reżyseria: Konrad Dworakowski
Kostiumy i scenografia: Maria Balcerek
Muzyka: Tomasz Krzyżanowski
Obsada: Paula Krawczyk-Ivanov, Izabela Cześniewicz, Agnieszka Charkot, Agnieszka Dziewa, Paulina Jóźwin, Agnieszka Kulińska, Sandra Kromer /gościnnie/, Anna Nabiałkowska, Monika Rostecka, Artur Borkowski, Anatoliy Ivanov, Jan Kochanowski, Mateusz Kowalski, Zbigniew Koźmiński, Krzysztof Roszko, Mariusz Sikorski, Piotr Sabat, Krzysztof Szczepańczyk


Produkcja przedstawienia dofinansowana jest ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Narodowego Centrum Kultury i budżetu Województwa Dolnego Śląska

niedziela, 11 października 2015

Przytul stracha - recenzja

Nie takie strachy straszne

Niewiele jest spektakli we Wrocławiu dla młodego widza. Jest jednak kilka perełek, dzięki którym rodzice mogą zapewnić swoim pociechom dobrą rozrywkę, a przy okazji pomóc im złapać teatralnego bakcyla. "Przytul stracha" Kingi Maciejewskiej to interesująca przygoda, która przypadnie do gustu najmłodszym i tym trochę starszym widzom.

Przedstawienie opowiada o bohaterskiej Drużynie Antystrachów, która rzuciła wyzwanie przedziwnym wytworom dziecięcej fantazji. Jedną z tajemnic ich fachu jest to, że potworki tracą rezon, gdy są witane, a w myśl zasady 'poznaj swojego wroga' są wtedy dużo łatwiejsze do okiełzania. Fantastyczna scenografia i kostiumy autorstwa Barbary Szymczak i Anny Rymarz pobudzają wyobraźnię i są nieodłączną częścią całego przedstawienia. Głównym rekwizytem scenicznym jest nietypowy wynalazek nazwany strachoposkramiaczem, do którego trafiają kolejno napotkane strachy. O ile kostiumy wyglądają po prostu zabawnie, to lalki strachów zrobione zostały bardzo pomysłowo. Elementem wartym pochwalenia są również piosenki ułożone na podstawie wierszy Małgorzaty Strzałkowskiej. Każdy utwór skomponowano pod inny gatunek muzyczny. Łatwo wpadają w ucho i są chętnie śpiewane przez młodych widzów. Dużą zaletą są walory wokalne wszystkich aktorów.

Trudno jest przykuć uwagę wiercącej się publiczności w teatrze. Dlatego dobrym pomysłem jest spektakl interaktywny nie ograniczający się jedynie do artykułowanej integracji aktorów z widownią. Aktorzy zapraszają dzieci do tworzenia przedstawienia, dzięki czemu najmłodsi mogą aktywnie wpływać na przebieg akcji na scenie. Oprawa muzyczna oraz nieomal multimedialna scenografia przyciąga uwagę i sprawia, że "Przytul stracha" to idealna propozycja teatralna skierowana do młodego widza.

Klaudia Lewandowska

Dagmara Włoszek


Scenariusz i reżyseria: Kinga Maciejewska
Muzyka / kier. muzyczne: Przemysław Michalak
Scenografia, lalki, kostiumy: Barbara Szymczak, Anna Rymarz
Obsada: Mateusz Grabowski, Klaudia Lewandowska, Dagmara Włoszek

niedziela, 24 maja 2015

Recenzja "Koniec świata w Breslau" - Wrocławski Teatr Współczesny

Quo Vadis Teatrze Współczesny?

Ogromna akcja reklamowa, billboardy, plakaty, wywiady radiowe i telewizyjne zapowiadały superprodukcję na miarę teatralnej stolicy kraju. Przed pierwszym aktem zaczęło się nieźle. Nadzieję rozbudziła scenografia. Szczegółowy opis ulic, placów i budynków z książki zastąpił subtelnie neon z napisem Breslau. Na plus oceniam pomysł z windą, małe a cieszy, do pewnego momentu ożywiał niewartką akcję. Ducha cichego bohatera powieści Krajewskiego dało się poczuć. Co z fabułą? Na swojej stronie internetowej teatr tak opisuje pierwowzór: "Krajewski tworzy misterną intrygę, zręcznie wykorzystując wzory klasycznego kryminału i kreując własny, niesamowity świat." Ile z tego świata udało się przenieść w adaptacji? Niewiele.

Niesmaczne były przerysowane sceny wulgarnego seksu. Czy to "50 twarzy Mocka", czy może powieść detektywistyczna? Oczywiście kwintesencją kryminalnej zagadki są działania sekty morfinistów, jednak sama powieść to nie jest jedna wielka orgia. Większość scen erotycznych była dopowiedziana przez reżyserkę (np. gwałt na Mitzi, seks oralny Smolorza z Sophi). Według reżyser chodziło o pokazanie zgnilizny moralnej ówczesnego Wrocławia, szkoda że zabieg ten negatywnie wpłynął dramaturgię przedstawienia.

Nie udał się zaciąg najemny w postaci Konrada Imieli. Jego Eberhard Mock to infantylny alkoholik z problemami z potencją. Imiela jako pierwszy odtwórca miał niepowtarzalną szansę na wykreowanie postaci. Może na początek ustalmy fakty. Mock nie jest superbohaterem, daleko mu do Herkulesa Poirot. Najsławniejszy radca kryminalny Breslau to pijak, damski bokser, pomiatający ludźmi prostak. Ale ma nosa do ludzi, potrafi przesłuchiwać, zwraca uwagę na szczegóły. Do Mocka Krajewskiego czujemy odrazę, ale jednocześnie podziw. Na pewno nie jest to poczucie zażenowania towarzyszące degrengoladzie Mocka u Olsten. Jedyne co udało się przenieść Imieli z Capitolu to jego jarmarczność. O ile pewne zagrania w stylu filmu noir pasowały do kryminału, to politowanie budziło zaproszenie publiczności na scenę i wspólne harce. Bezbarwnie wypadł Tomasz Orpiński w roli Kurta Smolorza, nieprzekonująco zagrał Jerzy Senator jako dyrektor kryminalny. Nadzieję można pokładać w Poli Błasik (Sophi Mock), nie stworzyła kreacji, ale jak na tak ciężki debiut można uznać, że zagrała poprawnie. Oby jej następna rola kładła większy nacisk na jej zdolności aktorskie, a nie tylko na piękne ciało.

Broniłem Agnieszki Olsten po "Kotlinie", gdyż jak określano przesadnie jej spektakl, ta proekologiczna, feministyczna propaganda miała swoje uzasadnienie. Tak samo jak estetyczne wątki związane z astrologią. To wszystko jest w powieści Olgi Tokarczuk. W adaptacji Krajewskiego po prostu wieje nudą, a to wyrok dla kryminału.

Dlaczego drugi co do wielkości teatr we Wrocławiu traktowany jest przez publikę jak zło konieczne? Teatr stawia na młodych utalentowanych aktorów, w zespole ma kilka doświadczonych perełek. Tymczasem wizja dyrektora Marka Fiedora teatru niszowego kładzie tę scenę na kolana. Obawiam się, że po takim ciosie jak ten ostatni ciężko jej będzie się podnieść.